Poczekasz żeby dzisiaj ze mną zjeść?

Jeśli zapytacie mnie co przyciąga ludzi do siebie i do domu, to na pewno będzie to miłe popołudnie!

John Lennon powiedział, że nie zamierza poświęcać prawdziwej miłości dla żadnego kolegi lub firmy, ponieważ na koniec dnia idziesz do domu i zostajesz sam.  Czuć bliski oddech i ciepło na skórze do rana, tego chcemy, żeby ktoś na Nas czekał z gorącą kolacją.

Przyjaciel chce po prostu prawdziwej atencji. Czekasz na niego tak długo jak tylko potrzeba.  Nakryty wieczorem stół z przyjacielem to najlepsze miejsce do opowiadania historii z całego dnia. Można się wokół niego pokręcić. Przy stole zawsze jest coś do zrobienia nawet jak ma się dwie lewe ręce do gotowania, serwetki, szklanki. Nikt nie zostaje sam z czekaniem albo szykowaniem kolacji (każda z tych wersji w pojedynkę uprzykrza czas)

Włoska kuchnia jest tak bardzo smaczna,  chyba dlatego że Włosi po prostu kochają gotować. Ryby, mięsa, chleb, makarony, sos pomidorowy, sery białe i żółte, zielenina, oliwa, wino.  Ta kuchnia jest prosta i piękna, to kuchnia naszych babć w artystycznym brzmieniu. Przepisy, które powstały z niezwykle prozaicznych potrzeb jak  polepszenie smaku określonego składnika, wykorzystania resztek czy z przysłowiowego braku laku. Kawałek czerstwego chleba, oliwa, makarony, sery, ryż, smakują tak jak się je przyrządzi i poda.

Włoska „cienka” kolacja. Wywołuje emocje teraz jak i za czasów polskich królów w XVIw. Kocham ją, tak jak królowa Bona Sforca!

Młoda królowa była załamana, kiedy zaczęła poznawać zwyczaje żywieniowe swoich nowych poddanych (…)„Polacy, zdaniem Bony, nie umieli gotować oraz jedli zbyt dużo i pili ponad miarę, nie delektowali się smakiem potraw, a wyłącznie napychali żołądki, by wstać od stołu z poczuciem raczej przejedzenia się niż umiarkowanej sytości”. Nie przypadły jej do gustu ani ostro przyprawione mięsa, ani ciężkie, zawiesiste sosy, ani ciasta, często wyrabiane ze zjełczałego masła (dla bardziej „wyrazistego” smaku). Brakowało jej świeżych owoców, warzyw, sałaty z aromatyczną oliwą (nad Wisłą jadano ją raczej ze skwarkami) oraz lekkiego wina (o ile w ogóle serwowano je na wawelskim dworze, to było raczej mocne lub kwaśne). „Smak polskich potraw był tak odległy od »królików we własnym sosie, pieczonych gołąbków i ciasteczek florenckich«, jak Bari było odległe od Krakowa. I Bona postanowiła tę odległość zmniejszyć” (…). Królowa bynajmniej nie zamierzała na siłę uczyć Polaków jedzenia warzyw i włoskich przysmaków. Po prostu nie chciała jadać jak oni, więc zreformowała menu serwowane na dworze królowej (do zmiany nawyków nie zdołała przekonać nawet męża ani syna). Spora część zapasów w jej spiżarni pochodziła z importu. Władczyni sprowadzała na potrzeby swojego dworu m.in. włoskie sery (w tym „konfliktogenny” parmezan), owoce cytrusowe, figi, kasztany, migdały, pistacje, makarony czy oliwy (…) Po przybyciu do Krakowa przeprowadziła inspekcję cokolwiek zaniedbanych wawelskich ogrodów, w których uprawiano owoce i warzywa na potrzeby dworu,(…) Sprowadziła więc z Bari nasiona, a wraz z nimi specjalistów, którzy podjęli się aklimatyzacji roślin w nowych warunkach oraz szkolenia miejscowych ogrodników. Jednocześnie zarządziła przebudowę ogrodów według koncepcji renesansowych. Między regularnie rozstawionymi rabatami w postaci skrzyń z dębowego drewna dla wygody ogrodników wytyczono ścieżki wybrukowane cegłą. Prócz znanych warzyw „nowej generacji” mieli uprawiać w nich także mniej znane karczochy, brokuły, koper włoski czy szpinak oraz miejscowe i sprowadzone z południa zioła: bazylię, rozmaryn, majeranek, szałwię, miętę, melisę, tymianek czy oregano. (…)Nie wszystkim kuchenne rewolucje Bony przypadły do gustu. Mikołaj Rej narzekał na włoskie przysmaki: „Z tych dziwnych wymysłów jeno sprośna utrata, a potem łakomstwo, a potem różność wrzodów a przypadków szkodliwych, a rozlicznych”. Z kolei pewien szlachcic miał według anegdoty skrócić pobyt we Włoszech, bo „skoro latem karmią go tam trawą, to zimą pewnie będą go karmić sianem”. Podejrzliwość wśród ówczesnych Polaków budziły też dania z makaronu oraz surowe warzywa. Cóż, ponoć o gustach się nie dyskutuje… artykuł

Bez stereotypów, na koniec.

— Czy nigdy nie pomyślała pani, aby wyjść za mąż? — zapytałem ją.
— Nie umiem gotować — westchnęła.
— Ach, to przecież żadna przeszkoda — zapewniłem ją. — Gdyby wychodziły za mąż tylko te, które umieją gotować, urzędy stanu cywilnego świeciłyby pustkami. Zbigniew Nienacki, Pan Samochodzik i Niewidzialni

 

Podziel się linkiem!